sobota, 11 sierpnia 2012

Hobby Chińczyka:)

Byliśmy na targu ptaków i kwiatów, taka nazwa obowiązuje. Czytałam przed podróżą, że Chińczycy uwielbiają hodować świerszcze. Potwierdzam. Na targu podziwialiśmy te zwierzątka umieszczone w koszyczkach przeznaczone do sprzedaży, dodatkowo można zakupić malutką ozdobną klateczkę ręcznej roboty. Ciekawostką były robaki, rodzaj chrząszcza, które specjaliści drażnili cienkimi patyczkami w celu pobudzenia i zwierzęta rozpoczynały walkę. Wywnioskowaliśmy, że to rodzaj chińskiego hazardu, bo zaangażowani w to sprzedawcy, czy kupujący mieli ogniki w oczach, a znalazł się też taki sprzedawca, który handlował płytami DVD z nagraną walką tychże chrabąszczy, a swój towar reklamował wyświetlając to na dużym ekranie:).Widziałam transkację-po obejrzeniu fragmentu Chińczyk kupił płytę za 10 RMB. Na targu Marcin uroczo karmił papugę Aleksandrettę Obroźną rozmawiając z nią czule:), podziwialiśmy żółwie, gatunków prezentowano kilkanaście, ryby, mnóstwo ptaków i owadów. Za zamkniętymi drzwiczkami małych budek siedzieli w oparach papierosowego dymu Chińczycy zaangażowani w walkę chrabąszczy. Dzień powszedni, wielkie miasto, odległa dzielnica i mnóstwo ludzi na targu zwierząt. Nie mogę się nadziwić, że wszędzie-w metrze, na dworcu, w świątyni, muzeum, straganie czy restauracji, niezależnie od pory dnia, miejsca jest tu mnóstwo ludzi.

Suzhou

Powróciliśmy z chińskiej Wenecji. Informujemy podróżnych, iż wszelkie przewodniki są zbędne. Małe miasteczko oddalone 86 km od Szanghaju to metropolia licząca 10 milionów mieszkańców, z ogromnym dworcem kolejowym, na którym lokalni biznesmeni szybko organizują taxi dla przyjezdnych. Ale od początku. Metrem dotarliśmy rano na dworzec kolejowy, ujrzawszy kolejeczkę do kas Marcin dzielnie postanowił zakupić dla nas bilety w automacie, wiedzieliśmy, że pociąg odjeżdża o 10.00 i tę odległość pokonamy w pól godziny. Kupowanie biletów przebiegało sprawnie do czasu, kiedy automat zażyczył sobie dokument tożsamości, chiński:), dobrze, że w kolejeczce stałam nadal. W automacie Marcin otrzymał wiadomość, że nie możemy jechać o 10.00, bo bilety zostały sprzedane, dodam, że transakcji próbowaliśmy dokonać ponad pól godziny przed odjazdem, były dostępne na 10.12. OK. W kasie prosimy o bilety, i tu zdziwienie, są dopiero na 11.15:):). Pytamy dlaczego? Bo tak, odpowiada Chińczyk kasjer, oczywiście po chińsku. Kilkakrotnie okazaliśmy zdziwienie, należało się poddać, wydedukowaliśmy, że prawdopodobnie bilet należy zakupić ponad pól godziny przed odjazdem, pociągu lub też tak szybko sprzedano bilety na wybraną przez nas godzinę. Niestety z uwagi na barierę językową nie mogliśmy dyskutować, pytać itp. Wolny czas spędziliśmy na ławce i kilkanaście minut przed odjazdem naszego pociągu zajęliśmy miejsca przed odpowiednią bramką, która została automatycznie otwarta. Ruchomymi schodami zjechaliśmy na peron, gdzie czekała maszyna, zajęliśmy wyznaczone miejsca i z prędkością 292 km na godzinę mknęliśmy do Suzhou, dodam, że warunki lepsze niż w liniach lotniczych, a siedzenia identyczne:). Wyświetlano nam reklamy, prędkość, temperaturę na zewnątrz, informowano o kolejnych stacjach. Podróż zajęła dokładnie pół godziny. Na dworcu zaatakowali nas natychmiast naganiacze oferujący wycieczki, taxi, plany miasta. Widząc mnóstwo Chińczyków, wielki dworzec i brak informacji w przewodniku, co dalej, a także mając na uwadze własną wygodę zdecydowaliśmy się na zasilenie kieszeni właścicieli busików. Całościowy transport dla całej grupy, czekanie i dowóz w wyznaczone miejsca kosztował nas 80 zł. Chyba tylko w taki sposób można zwiedzić to miejsce, ale i tak to jest kropla w morzu tego, co jest warte obejrzenia. My płynęliśmy łodzią po kanale podziwiając zabudowania, kamienne mosty i krajobraz, wspięliśmy się na najwyższą zabytkową pagodę na południu Chin, która ma 76 metrów, a nazywa się Pagoda Północnej Świątyni, dzieci karmiły rybki, a my popijaliśmy zieloną herbatkę w ogrodach sąsiadujących z pagodą. Ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem był przepiękny ogród z kanałem, jeziorkiem, po którym pływały łodeczki napędzane ręcznie za pomocą wiosła, rosły dosyć duże drzewa bonsai i skrzeczały pawie. Na koniec dnia spożyliśmy smaczny posiłek- krewetki, zupę z węgorza, pierożki chińskie, ryż z dodatkami, chiński rosół. Dodam, że nie zdecydowaliśmy się na żółwia w sosie własnym. Sympatyczny szofer zawiózł nas także do fabryki jedwabiu, liczył na to, że turyści zakupią piękną pościel lub piękne:)jedwabne odzienie. My wizytę w fabryce potraktowaliśmy edukacyjnie i podziwialiśmy samą produkcję oraz niezwykłe robaczki, dzięki którym powstaje ta tkanina. Było wspaniale.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Muzeum Nauki i Techniki

Minęło, już wczoraj spokojnie przemieściliśmy się do Muzeum Nauki i Techniki. Przeszliśmy spacerkiem przez fragment dzielnicy Pudong, którą odwiedzają głównie białe kołnierzyki w godzinach pracy, podziwialiśmy ogromną "rzeźbę" z metalu, bramy trawiaste w kształcie myszki miki, aż wreszcie dotarliśmy do muzeum. Niestety nie w komplecie, bo wycieczkowiczów dopadł wirus. Marcin również zmuszony był przez dwa dni posiedzieć w hotelu, a teraz bardzo kaszle. Opowiadając w aptece o swoich dolegliwościach, prezentując rodzaj kaszlu otrzymał mucosolvan:). Muzeum robi niesamowite wrażenie, ogromny budynek, pobraliśmy plan wycieczki dla rodziny z dzieckiem i wyruszyliśmy na zwiedzanko. Obejrzeliśmy stoiska reklamowe firm zarządzających infrastrukturą informatyczną Szanghaju i innych, wypchane zwierzęta z wszystkich kontynentów, dział pajęczarski (to są najdoskonalsi zabójcy), biotechnologiczny (naukowcy z Szanghaju wychodowali ludzkie ucho na myszy), komputerowy, robotyczny, o ludzkim ciele, ekologi (w deklaracjach Chińczycy też redukują CO2), podbijaniu kosmosu i projektowaniu. Na końcu porobilismy różne doświadczenia jak z naszego Kopernika (sugestia dla zarządu CNK - ogromnym powodzeniem cieszyło się koło przeciązeniowe i przejazd rowerem po linie). Ciekawe było też to, że można było zagrać z robotami w odmianę kółka i krzyżyk, czy zmierzyć sie w strzelaniu z łuku (choć widziałem tylko strzelajacych ludzi, robot stał nieużyteczny, może dlatego ze konkurenci byli beznadziejni). Za jedyne 850 juanow można było mieć zeskanowaną własną główkę, a potem wytworzoną z żywicy.
W każdym dziale były "kina", załapaliśmy się na dwa: ruchome manekiny śpiewnym chińskim opowiadały jakieś historie.
Z perspektywy tego muzeum można powiedzieć, że Chińczycy świetnie kopiują, ale czy są już na etapie samodzielnego tworzenia ? (piszę z pozycji przedstawiciela nacji od grafenu:-)
Klikajcie na reklamy!
Zdjęcia słabo wchodzą, po powrocie założymy na picassie kolekcję.

Dzień z TAJFUNEM HAIKU

Pada, pada bardzo mocno, momentami jest to ściana deszczu, calutki dzień i dodatkowo mocno wieje. Wyszliśmy po pożywienie, Kacper został, okazało się, że jest ciepło, obowiązuje strój letni plus peleryna, nasze crocsy wspaniale pasują na taką pogodę, mogą być japonki itp., natomiast pan Chińczyk, który założył trampeczki musiał je zdjąć i przemierzać kałuże gołymi chińskimi stópkami. Na ulicy służby miejskie kierują ruchem, dotychczasowy pas ruchu dla rowerzystów i skuterów zamienił się w rwący potok, można zdobyć połamaną parasolkę, bo takie leżą na ulicy, czyli wkurzony mieszkaniec Szanghaju chcąc pokazać swoją wyższość nad tajfunem haiku postanowił podążać wyznaczoną trasą w ulewnym deszczu i silnym wietrze bez ochrony:), a jeszcze wczoraj ta parasoleczka chińskiej produkcji, czytaj-niezwykle trwała, chroniła przed słońcem. Acha, i jest zdecydowanie mniej ludzi na ulicy. Był prikaz, że nie muszą Chińczycy udawać się do pracy, wiemy, że zamknięto linię metra numer 2, którą podążaliśmy na Pudong, czyli drugą stronę rzeki ze wspaniałymi, nowoczesnymi budynkami, oceanarium, i muzeum Nauki i Techniki, do którego jeszcze rano zerkając za okno planowaliśmy się wybrać. Wiemy, że nie odlatywały samoloty z Szanghaju, jak dobrze, że my wylatujemy w poniedziałek, a od niedzieli, według prognoz, ma świecić słoneczko. Pozdrawiamy wszystkich czytelników i przyjaciół, jeżeli jutro będziemy znów zmuszeni siedzieć w hotelu uzupełnię nasze relacje o opis wizyty w oceanarium, Świątyni Nefrytowego Buddy, i na 490 metrze wieży WFCS. Marcin zaproponował, żebyśmy umieścili na blogu informacje praktyczne, czyli hotele, ceny, dojazdy, itp., popracujemy nad tym.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Tajfun

Siedzimy w hotelu. Ogłoszono najwyższy stopień zagrożenia, bardzo pada i wieje wiatr. Podobno nie odlatują samoloty, metro jeździ wolniej, a mieszkańcom zaleca się pozostanie w domu:)ale przygoda, w Pekinie burza tropikalna, a w Szanghaju tajfun, niestety, szczęścia do pogody nie mamy:(. Marzymy jeszcze o Suzhou, dobrze, że nie zdecydowaliśmy się na pobyt na wyspie.

Tajfun w Szanghaju

W naszym rejonie tajfun objawia się lejącym z nieba deszczem i dość silnym wiatrem. Na szczęście nie kazano nam ewakuować się z hotelu, ale zwiedzać nam się zbytnio nie chce.
Prognozy nie są dobre...

niedziela, 5 sierpnia 2012